A ja unikam jezdzenia tamtedy - majac swiadomosc wlasnych ograniczen w kwestii umiejetnosci jazdy. Czego i wam zycze
To niech mi przy okazji 'miszczowie' wyjasnia taka sytuacje: stoje sobie dzis rano na przejsciu, dla pieszych, czekam grzecznie az samochody przejada (jechaly 3, jeden za drugim, po nich bylo juz pusto - wiec spokojnie czekalam az przejada), nagle obok mnie smignal rowerzysta, z rozpedem zjezdzajac z chodnika na przejscie, wprost pod przejezdzajacy ostatni samochod. Kierowca cudem boskim zdazyl wyhamowac, rowerzysta chyba sie wystraszyl samego siebie bo sie koncertowo wywalil - no i kto winien? (wyjasniam, ze tam nie ma sciezki rowerowej)
Teoretycznie - kazdy, bo:
a) rowerzysta - bo zachowal sie jak osiol, sorry
b) samochod - bo teoretycznie widzac kogos stojacego na przejsciu, mogl sie zatrzymac i przepuscic (chociaz jechal jako ostatni, a ja sie na przejscie nie pchalam)
c) - poniewaz kierowcy uznaja, ze samochod nie byl winien, rowerzysci stwierdza, ze rowerzysta to swieta krowa i wszystko mu w miescie wolno - doszlam do wniosku ze winna bylam JA I TYLKO JA !!!

Bo powinnam byla slepo, na chama i bez czekania wlezc na przejscie, spowodowac zatrzymanie samochodow, i rowerzysta swobodnie by sobie przejechal.
'gdzie spojrzysz, dokola dzunglaaaaa"
Dystansu zycze, milego dnia
