Na początku pierwszej kadencji było ciężko. – Musiałem łamać kręgosłupy urzędnikom – przyznaje Ferenc. – Wydawałem polecenie, a ich oczy od razu mówiły, że się nie da. Nie podobało mi się to.
Zaczął zwracać uwagę na wydawanie samorządowych pieniędzy. – Przybiega kiedyś do mnie urzędnik z papierami – wspomina. – Mówi: „Podpisz pan rozwalenie chałupy; będzie kosztować 94 tys. zł”. Zadzwoniłem do znajomego rzemieślnika, który wycenił robotę na 24 tys. zł. Stare zasady szybko się skończyły.
Ryszard Ścigała na podstawie zeznań:
Na poczatku poszło jak z płatka. Posady rozdałem koleżankom i kolegom, żeby nie untowały się gary jebane. Wydawałem polecenia, a ich oczy od razu mówiły, ze wycisną tyle ile się da. Podobało się to nam. Nie przestawałem olewać kontroli nad wydawaniem samorzadowych pieniędzy. Przybiegła kiedyś do mnie urzedniczka Danka z papierami i mówi: Musimy zrobić przetarg na lanie betonu. Mówię ok. Mam takiego sprzedawcę motoru co tak się PRZYPADKIEM składa, ze leje beton. Halo Wiesiu? Ile kosztuje lanie betonu na odcinku 1 km? Mówisz 50 tysi? Oki. Danka piszemy 150 bo z czegoś trza żyć...
I taka jest róznica pomiędzy Tarnowem, a Rzeszowem...

