Całkiem legalnie "Wyspę" można obejrzeć tu: http://www.iplex.pl/vod/p366-wyspa.htmlpsychoultras pisze:Kreml na kinematografię przeznacza co roku miliardy dolarów, pamiętam jak będąc na przedpremierowej projekcji filmu "9 rota" siedzący obok mnie znany dziennikarz TVN szeptał pod nosem z nieukrywanym podziwem : "mają rozmach skur....y"Dorota1975 pisze:aaa... "Wyspa".... Łungina... Kino radzieckie i to współczesne rosyjskie jest genialne.
Dziś wieczór mam zaplanowane oglądanie : http://www.megavideo.com/?v=NTNZPJ2G
Polecam Film
-
- Proedroj
- Posty: 446
- Rejestracja: 23-11-2009, 14:25
- Lokalizacja: Brandstaettera
A ja właśnie jestem rozczarowany ilościa i jakościa efektów w Tronie w wydaniu Imax-owskim. Po Avatarze (również w Imaxie ) czekałem na podobna uczte dla oczu i uszu a dostałem tylko dla uszu. Pomijając kiepską fabułe (czego sie jednak spodziewałem) to jak na Imaxa za mało było mega wizualnych atrakcji.
Aż ciekaw jestem jak taki Tron prezentuje się w naszym Millenium... w sensie czy jest aż taka różnica między filmem 3D w zwykłym kinie z projektorem 3D a filmem 3D w Imaxie
Aż ciekaw jestem jak taki Tron prezentuje się w naszym Millenium... w sensie czy jest aż taka różnica między filmem 3D w zwykłym kinie z projektorem 3D a filmem 3D w Imaxie
A mnie się fabuła podobała. Twórcy poszli w inną stronę niż myślałam i byłam miło rozczarowana. Postać Clue, czyli odmłodzonego o 30 lat Bridgesa, dążącego do perfekcji mnie przekonała do samej opowiedzianej historii.
Sczególnie w filmie podobały mi się delikatne nawiązania do I części: a to grube drzwi do Encomu, plakaty z filmem, salon gry Flynn'a, prawownik Encomu o nazwisku Dillinger, podróż "satelitą" czy też samo pojawienie się już dość wiekowego Allana. Co do efektów wizualnych to zgodzę się, że 3D nie było aż tak głębokie jak w innych filmach tego typu, dlatego też można darować sobie wizytę w Imaxie i pójść na zwykłe 3D. Mimo to obraz i dźwięk zachwycają, choć nie jestem fanką muzyki elektronicznej. Film ma swój specyficzny klimat, inny niż "Tron" z 1982 r., ale równie interesujący.
Sczególnie w filmie podobały mi się delikatne nawiązania do I części: a to grube drzwi do Encomu, plakaty z filmem, salon gry Flynn'a, prawownik Encomu o nazwisku Dillinger, podróż "satelitą" czy też samo pojawienie się już dość wiekowego Allana. Co do efektów wizualnych to zgodzę się, że 3D nie było aż tak głębokie jak w innych filmach tego typu, dlatego też można darować sobie wizytę w Imaxie i pójść na zwykłe 3D. Mimo to obraz i dźwięk zachwycają, choć nie jestem fanką muzyki elektronicznej. Film ma swój specyficzny klimat, inny niż "Tron" z 1982 r., ale równie interesujący.
-
- Rhetor
- Posty: 2028
- Rejestracja: 23-10-2009, 16:15
- Lokalizacja: TARNÓW
Trochę ostatnio oglądałam i: "Czarny łabędź' - Portman cudowna, całość tak na 4. Momentami trochę banalnie (rywalizacja między tancerkami, odchodząca/wschodząca gwiazda...), ale Portman zatraca się w tym wszystkim i to jest najlepsze
"Aż po grób" - aż bym sobie obejrzała raz jeszcze. prosta historia, bez fajerwerków, a mimo to chce się oglądać do końca. Bo dopiero na końcu wszystkie kawałki ładnie układają się w całość. I wtedy to już nie jest taka prosta historia. Film reklamują jako komedię czy czarną komedię. Momentów do śmiechu niewiele. To nie jest typowa komedia.

"Aż po grób" - aż bym sobie obejrzała raz jeszcze. prosta historia, bez fajerwerków, a mimo to chce się oglądać do końca. Bo dopiero na końcu wszystkie kawałki ładnie układają się w całość. I wtedy to już nie jest taka prosta historia. Film reklamują jako komedię czy czarną komedię. Momentów do śmiechu niewiele. To nie jest typowa komedia.
To nie była cierpiętnica, ale nieśmiała perfekcjonistka. I nie była krzywdzona przez świat, ale przez samą siebie, Czy aby na pewno oglądaliśmy ten sam film?;)halford pisze:Też oglądałem Łabędzia i jakoś specjalnie mnie ten film nie porwał. Przewidywalny od początku do końca. Postać, którą grała Portman może i dobrze zagrana ale ja nie lubię tego typów bohaterów - "cierpiętnic"/męczenniczek - krzywdzonych przez cały świat.
Ja polecam również "Drogę do szczęścia" z DiCaprio i Winslet. " I żyli potem długo i szczęśliwie" to tylko bajka dla małych dzieci. Film ukazuje parę małżeńską, która boryka się z rutyną dnia codziennego, uczucia między nimi powoli gasną, wspólne plany i marzenia, które mieli przed ślubem nie są realizowane. Wyrwanie się z codzienności okazuję się jednak trudne, zwłaszcza gdy tylko jedna strona ubolewa nad swym życiem i w sposób toksyczny wpływa na zachowanie tej drugiej.
Smutny film, ale na mnie zrobił ogromne wrażenie.
-
- Archont
- Posty: 849
- Rejestracja: 27-01-2010, 17:33
Też widziałem Revolutionary Road ale mam wrazenie, że też nie widzieliśmy tego samego filmu, LouveLouve pisze:Wyrwanie się z codzienności okazuję się jednak trudne, zwłaszcza gdy tylko jedna strona ubolewa nad swym życiem i w sposób toksyczny wpływa na zachowanie tej drugiej.

Bo akurat w tym filmie obie strony są równie nieszczęśliwe... gdyż jak słusznie zauważyłaś "wyrwanie się z codzienności okazuję się jednak trudne"
Ale polecam, mimo że film smutny i bez hollywoodzkiego happyendu.
Na pewno nie dla zdołowanych.
O nie nie, tu się nie zgadzam. Jak dla mnie osobą nieszczęśliwą i unieszczęśliwiającą była April. Frank może nie był mega zadowolony ze swojego życia, ale jemu to wystarczało: rodzina, dom, dobra praca, pieniądze. Oczywiście miał kompleks swojego ojca, który tak jak i on pracował w tej samej firmie, jednakże według mnie to właśnie jego żona wyzwalała w nim właśnie te kompleksy. Ciągle próbował jej udowodnić, że jest prawdziwym mężczyzną. Poza tym w końcówce filmu widać wyraźnie, iż odkrył on swoje powołanie i radość płynącą z pracy, a April uzmysłowiła sobie, że tak naprawdę problem leży w niej samej. Na pewno nie stawiałabym między nimi znaku równości.tarnowiack pisze:Też widziałem Revolutionary Road ale mam wrazenie, że też nie widzieliśmy tego samego filmu, LouveLouve pisze:Wyrwanie się z codzienności okazuję się jednak trudne, zwłaszcza gdy tylko jedna strona ubolewa nad swym życiem i w sposób toksyczny wpływa na zachowanie tej drugiej.
Bo akurat w tym filmie obie strony są równie nieszczęśliwe... gdyż jak słusznie zauważyłaś "wyrwanie się z codzienności okazuję się jednak trudne"
Ale polecam, mimo że film smutny i bez hollywoodzkiego happyendu.
Na pewno nie dla zdołowanych.
-
- Archont
- Posty: 849
- Rejestracja: 27-01-2010, 17:33
Ja tez nie.. TYlko napisalem ze obie strony były nieszczesliwe... Moze rzeczywiscie niepotrzebnie uzyłem słowa "równie"..Louve pisze: Na pewno nie stawiałabym między nimi znaku równości.
A to o czym piszesz to juz raczej kwestia z czyjej - mniej lub bardziej - "winy" to obustronne nieszczescie wynikało.. Ale bezsprzecznie - obustronnej.
Kolejna perełka to "Wszystko za życie" albo jak ktoś woli "Into the wild". Właśnie jestem świeżo po obejrzeniu i uważam, że jest rewelacyjny. Na pewno nie jest to film łatwy w odbiorze, niektórym może się dłużyć, jednakże warto dotrwać do końca. Tym razem droga do szczęścia prowadzi głównego bohatera do Alaski, która ma być spełnieniem marzeń, oderwaniem się od rzeczywistości, ucieczką od rodziców i cywilizacji. Widz ma możliwość podziwiać doskonałe zdjęcia z poszczególnych etapów podróży, zachwycać się wspaniałymi widokami, poczuć łączność z naturą. Jednakże
nie jest to świat beztroski, zagrożenia są realne i trzeba się z nimi zmierzyć.
Dla mnie jednak najistotniejsze nie były zmagania głównego bohatera z naturą, ale tworzone w trakcie tej dwuletniej podróży relacje z innymi ludźmi. Nawet przelotne znajomości potrafią odcisnąć pewne piętno, zmienić sposób myślenia, tak wiele bowiem uczymy się od innych. Najważniejsze to dzielić szczęście z innymi- brzmi banalnie, ale w kontekście tego filmu nabiera to szczególnego charakteru.
Dodam na koniec, że to film biograficzny.
nie jest to świat beztroski, zagrożenia są realne i trzeba się z nimi zmierzyć.
Dla mnie jednak najistotniejsze nie były zmagania głównego bohatera z naturą, ale tworzone w trakcie tej dwuletniej podróży relacje z innymi ludźmi. Nawet przelotne znajomości potrafią odcisnąć pewne piętno, zmienić sposób myślenia, tak wiele bowiem uczymy się od innych. Najważniejsze to dzielić szczęście z innymi- brzmi banalnie, ale w kontekście tego filmu nabiera to szczególnego charakteru.
Dodam na koniec, że to film biograficzny.
Widziałem to jakiś czas temu. Faktycznie dobry film. Ale najbardziej rozwala mnie opis na filmwebie:

W kontekście zakończenia to dość makabryczne poczucie humoru.Rozdaje swoje rzeczy, przekazuje swoje oszczędności (24000$) na cele charytatywne i rusza autostopem na Alaskę, aby żyć w dzikiej głuszy. Spotyka go wiele przygód, które na zawsze ukształtują jego życie.

"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe" S. LEM