http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,90 ... osci_.html
"Samochód to dla Polaka emanacja jakiejś boskości"
- Dopóki Polacy będą na dorobku, dopóty interesy zmotoryzowanych będą najważniejsze - mówi socjolog Tomasz Szlendak.
Magdalena Dubrowska: Kiedy umawialiśmy się na rozmowę, zastrzegł pan, że nienawidzi samochodów...
Tomasz Szlendak, socjolog z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu: Nienawidzę prowadzenia samochodu w Polsce. Mam prawo jazdy od 17. roku życia, wiem, że samochód bywa użyteczny, ale nie chcę się narażać na serię malowniczych ataków ze strony innych kierowców i przysparzać sobie stresów. W Norwegii czy w Niemczech ludzie jeżdżą racjonalnie, a Polak za kierownicą przemienia się w agresywnego kibola połączonego z rycerzem, który walczy o dobro własnej rodziny. Traktuje drogę jak pole bitwy, pędzi tam, gdzie nie można, wyprzedza na trzeciego.
Nasza akcja „Parkuj po ludzku” też od razu wygenerowała wojnę między pieszymi i zmotoryzowanymi.
- W Polsce życie ciągle przyśpiesza i ludzie w miastach większość czasu spędzają w samochodach. Dopóki Polacy będą na dorobku, dopóty interesy zmotoryzowanych będą najważniejsze. Europejskie metropolie, Amsterdam czy Kopenhaga, zwalniają. Ludzie więcej chodzą, jeżdżą na rowerze. Samorządy powinny cywilizować nasze miasta, ograniczać dostęp samochodów do centrum, dbać o interesy pieszych i rowerzystów. Trzeba tłumić tę wojnę środkami instytucjonalnymi.
Sytuacja poprawiłaby się, gdyby ludzie zachowywali się bardziej racjonalnie. Przecież można kupić np. Smarta, zamiast rozjeżdżać miasto coraz większymi, najmodniejszymi w sezonie terenówkami.
- Czesi, którzy są społeczeństwem miejskim, jeżdżą starymi, małymi skodami. A my, społeczeństwo postchłopskie, nie traktujemy samochodu użytkowo, tylko jako symbol, że do czegoś doszliśmy. Dlatego z perspektywy socjologa rozumiem kogoś, kto ma samochód, bo w przeciwnym razie mama z tatą nie domyśliliby się, że mu się powiodło. Jeśli Polak buduje dom, to z największymi kolumnami i z najfajniejszym płotem. Zaprzeszłe, folwarczne myślenie miesza się z konsumpcjonizmem. Dziś mamy dużo różnych przedmiotów, gadżetów, które, jak się nam wydaje, zwiększają nasz prestiż społeczny. A samochód to symbol bardzo widoczny. Po prostu musi być jak największy i nie szkodzi, że nie da się go nigdzie zaparkować. W Szwecji milionerzy żyją skromnie, normalnie. Chodzą do zwyczajnych sklepów i nie kupują sobie wielkiego czołgu, żeby cokolwiek zasugerować sąsiadom. Przykładem jest choćby właściciel Ikei [Ingvar Kamprad, 11. najbogatszy człowiek na świecie, który mieszka w zwykłym domku jednorodzinnym urządzonym meblami z Ikei, a na gale i jubileusze przyjeżdża autobusem]. A my utkwiliśmy w postfolwarcznym typie myślenia o świecie i ważne są nie wytwory myśli, napisanie książki czy skonstruowanie drugiej kostki Rubika, tylko to, co sobie można kupić. Dużo wody w Wiśle upłynie, zanim staniemy się bardziej wyrafinowani.
Pewien czytelnik napisał, że samochód jest już produktem pierwszej potrzeby jak pralka czy lodówka...
- Zależy dla kogo. Dla farmera, który ma 80 ha jabłoni, to produkt pierwszej potrzeby. Ale czy dla księgowego w mieście albo dziennikarza? Dla Polaków i Polek samochód to nie produkt pierwszej potrzeby, ale coś uświęconego, emanacja jakiejś boskości. Traktują go z nabożeństwem. Najbardziej koncentrują się na tym, żeby nie przytrzeć. Kiedy uderzą w pieszego, to patrzą, czy się lakier nie porysował. Gdzie indziej w Europie, na przykład we Francji, siedem samochodów na dziesięć jest obtartych, obitych, porysowanych. Ludzie dbają o siebie, nie o lakier.
Kolejny polski obłęd: wszyscy robią prawo jazdy. Mimo że dla wielu jest ono zwyczajne zbędne. W obrębie metropolii można się doskonale bez niego obyć. Jest komunikacja miejska, czasem bardzo sprawna, są ścieżki rowerowe.
Dlaczego nie wykupujemy sobie miejsc parkingowych, tylko blokujemy chodniki? Przecież skoro stać nas na samochód, to na garaż też.
- Otóż nie. Koszty utrzymania samochodu są u nas bardzo wysokie. Na ubezpieczenie trzeba wydawać poważne kwoty rocznie. Im starszy samochód, tym większe. Jest takie powiedzenie: stać cię na Jaguara, to będzie cię stać także na benzynę. Ale nie odnosi się do Polaków. Polak kupi Jaguara, ale na benzynę często go już nie stać. W latach 90., kiedy ludzie jeszcze nie mieli pieniędzy, ale już zaczęli zarabiać, brali kredyty na samochody, chociaż mieszkali kątem u rodziców.
Z czego wynika widoczny na ulicach syndrom parkowania jak najbliżej drzwi, jeden na drugim, skoro 100 metrów dalej jest np. parking?
- Paradoksem jest to, że człowiek w samochodzie przemieszcza się, ale tak naprawdę siedzi. A Polak to istota osiadła. To nie nomada, nie lubi podróżować, używając do tego własnych nóg. Nie kochamy sportu. W postchłopskim społeczeństwie wszelki ruch kojarzy się z ciężką pracą. Dlatego będziemy podjeżdżali pod same drzwi teatru czy kościoła. We wszystkich sondażach na temat form spędzania wolnego czasu deklarujemy, że uwielbiamy spacerować. Tylko jak taki spacer wygląda? W niedzielę jedziemy samochodem pod sam las, 15 minut chodzenia i jazda z powrotem. Znam mężczyzn, którzy podjeżdżają 200 metrów do kiosku. Bierze się to zapewne ze złożenia pewnego rodzaju uzależnienia od auta z poczuciem, że nie wypada pójść piechotą. Polak nie idzie, Polak jedzie. Co z tego, że traci dwie godziny na korki, parkowanie, przepychanki z innym użytkownikiem tego samego miejsca parkingowego, na mandat wypisywany przez policjanta. To nas łączy z Amerykanami. Jak oni jesteśmy indywidualistami. Proszę zauważyć choćby to, że najczęściej jeździmy samochodem w pojedynkę. To przecież nieekonomiczne.
Czytelnicy ciągle przysyłają nam zdjęcia źle zaparkowanych samochodów. Na jednym widać, że w samochodzie tarasującym cały chodnik znajduje się fotelik dziecięcy. To już jakiś absurd!
- Mówiąc złośliwie, świadczy to o tym, że kierowcą jest mężczyzna, którego jedyny wkład w wychowanie dziecka polega na jego przewożeniu. Gdyby choć raz musiał przedzierać się z wózkiem przez miasto, już by tak nie zaparkował. Ojcowie, którzy faktycznie zajmują się opieką nad małymi dziećmi, zauważają więcej, np. to, że w supermarketach miejsca do przebrania dziecka są ulokowane tylko w damskich toaletach albo tylko dla kobiet dostępne. Dopóki jego samego nie kopnie, Polak nie będzie zwracał uwagi na bliźnich. Bezmyślność pod rękę z indywidualizmem i brakiem empatii - to ja jestem najważniejszy.
Od jakiegoś czasu obserwuję za to, że samochody nie parkują już na kopertach dla niepełnosprawnych. Jeszcze dwa lata temu nikt się nie przejmował, a po wprowadzeniu wyższych mandatów jest dużo lepiej.
- Przekroczenie prędkości też grozi drakońskim mandatem, a wszyscy i tak pędzą. Zwracanie uwagi na osoby niepełnosprawne to miara cywilizacji. Działanie na szkodę kogoś, kto ma od nas gorzej, to w dzisiejszych czasach po prostu wstyd, obciach. A Polacy są, jak mi się wydaje, czuli na tym punkcie. Myślę sobie zatem, że być może sprawdziłaby się u nas akcja społeczna, dzięki której ludzie zrozumieliby, że z parkowaniem na ścieżkach rowerowych i trawnikach jest tak samo. Że to po prostu obciach!