Otóż chciałam opowiedzieć sytuację, która przydarzyła mi się bodaj w październiku ubiegłego roku. Tor Daytona od zawsze był dla mnie miejscem przyjaznym, miła obsługa, nie miałam żadnych zastrzeżeń, często chodziłam tam poćwiczyć jazdę gokartem. Aż do pewnego dnia.Wybrałam się ze znajomymi na tor gokartowy Daytona (znajomi byli pierwszy raz, ja byłam na tym torze wieele razy, jednak wtedy był to pierwszy raz po dłuższej nieobecności na tym torze). Każde z nas wykupiło po dwie 12-minutowe jazdy gokartami 6-konnymi. Ze swoich wcześniejszych wizyt pamiętam miłych, sympatycznych Panów z obsługi, tego dnia ujrzałam nowych - jeden wydawał się być równie miły jak wcześniejsi panowie, jednak drugi od samego początku wydawał się robić wielki problem, że będzie nas musiał obsługiwać .
Razem było nas pięcioro, jednak gdy mieliśmy już wchodzić na tor dołożyli nam dwóch około 19-letnich chłopaczków, widać było, ze jazdę na gokartach traktują jak ściganie się elektrycznymi samochodzikami w wesołym miasteczku i uderzanie w innych kierowców dla zabawy. Nie przejęliśmy się tym i spokojnie zaczęliśmy jazdę. Wszystko było w porządku, wiadomo,ściganie i te sprawy, jednak gdy zeszliśmy z toru po 12 minutach i odebraliśmy kartki z wydrukowanymi czasami, kolesie-'ściganci' byli wielce zawiedzeni, gdy zobaczyli, że miałam pierwszy czas (i to bynajmniej nie ze względu na 'piórkową' wagę jaką zazwyczaj mają przedstawicielki płci pięknej, ja takiej nie posiadam:) ). Koledzy dokupili więc kolejne 12 minut, tym razem na 9-konnych, mocniejszych gokartach, bo przecież nie mogą sobie pozwolić aby jakaś głupia baba ich objeżdżała jak furmankę, prawda?
Wystartowaliśmy, jazda przebiegała znów normalnie. Po pewnym czasie zaczęłam dojeżdżać do jednego ze 'ścigantów', zbliżaliśmy się do szerokiego miejsca w którym mogłabym go bezpiecznie wyprzedzić. Siedziałam kolesiowi na ogonie, gdy nagle..
z pełnej prędkości walnął w słup. Pech chciał, że byłam naprawdę niedaleko jego, około 30cm od jego gokarta, i w chwili kiedy pojazd ściganta uniósł się w powietrze od tego uderzenia, ja nie zdążyłam wyhamować ani skręcić (było ciasno, a bez przesady, jak większość ludzi nie mam czasu reakcji równego ok. 0,0000000001s). W konsekwencji, przód mojego gokarta znalazł się pod gokartem 'ściganta'.
Ten-mniej-miły-pan-z-obsługi po jakiejś minucie podbiegł i zaczął wydzierać się na mnie na cały głos, że nie umiem jeździć, powinnam była skręcić i nie wjeżdżać w tego faceta przede mną, takich ludzi jak ja nie powinno się wpuszczać na tor. Koleś z obsługi nie dał mi nawet dojść do głosu tylko dalej kontynuował swoją litanię lekkich obelg, a 'ściganci' śmiali się ze mnie na cały głos. Czyli wychodzi na to, że lepiej odpuścić, bo jak się jest dziewczyną na torze to powinno się trzymać z dala od wolniejszych od siebie?

Po tej historii nigdy nie poszłam już na ten tor. Dlaczego? Gość z obsługi niesamowicie skutecznie zraził mnie do siebie, więc nie zamierzam stresować się podczas jazdy czy dostanę opieprz czy może nie.
Jak dotąd nie mam zastrzeżeń do toru Speed Race. Mocne gokarty, całkiem niezła konfiguracja toru. Minusem jest, że tor znajduje się dość daleko jeśli wybieramy się tam na piechotę w zimowy wieczór, jednak ...
płacąc za coś, co ma być rozrywką, nie muszę martwić się, że zostanę okrzyczana. Obsługa bez porównania mniej arogancka...
Jeśli ktoś przeczytał tę epopeję, serdecznie dziękuję. Post nie miał na celu antyreklamy Toru, to tylko historia, która mi się przydarzyła.
Pozdrawiam.