Skoro rządzący dają taki przykład - co się dziwić zwykłym ludziom.
Co się dziwić, ze sklepy nadal pełne seniorów. Mamy ich chronić - ale oni sami chronić się nie chcą i dalej chodzą gdzie popadnie.
Nie poprosza nikogo o pomoc, choć mają taką możliwość.
Co się dziwić, że ludzie już się umawiają, kto kogo odwiedzi w święta. Do kościoła nie można, na spacer nie można, ale do rodziny/znajomych/sąsiadów do domu - jak najbardziej. "Posiedzimy, pogadamy, przecież nie będziemy nigdzie wychodzić".
Znajomy restaurator opowiadał, ze ostatnio przygotowywal catering na wynos dla 20 osób (stypa). Na cmentarzu nie byli bo nie wolno - ale w domu się zeszli.
Ktoś tu pisał o częściowym rozluźnieniu obostrzeń. Częściowe rozluźnienie to już jest. Jak się ludzi za twarz nie weźmie, to się sami nie ogarną.
Macierewicz już bredzi o tragicznych duchowych skutkach, jakie daje zamknięcie kościołów, i postuluje ich otwarcie.
Od wielu osób słyszałam, że "Bóg nie zaraża i jak sie idzie do kościola z wiarą to się jest bezpiecznym". I to nie mówiły moherowe dziadki, tylko wykształceni z miasta.
Nikt nie uczy ludzi, jak używać maseczki (że jak ją zakładam, to jej nie dotykam co chwilę i nie zdejmuje bo mi niewygodnie), jak używać jednorazowych rękawiczek (pan w sklepie robi zakupy w rekawiczkach - żeby nie dotykać potencjalnie skażonego towaru; bo czym w tych samych rekawiczkach odbiera komorke, a nastepnie wsiada w nich do samochodu i łapie za kierownice, zawożąc sobie do domu wszystko to, co "zebrał" w sklepie).
Szpitale zamiast na bieżąco szkolić pracowników w związku z aktualnym rozwojem sytuacji - oferują pomoc psychologiczną (sic!) dla personelu.
Na stan wkurwienia psycholog nie pomoze
